piątek, 20 czerwca 2014

Nie chcę być zły.

Nie chcę być zły już. No kurwa nie chcę! Te ciągłe spojrzenia w moją stronę, jakbym był jakimś jebanym dziwolągiem. Te obelgi rzucane w moją stronę na tyle głośno żebym usłyszał, ale z na tyle daleka, żebym nie zdążył zareagować. Strategia po chuju, gratuluję.

Widziałem dzisiaj parę. Dwoje ludzi. Szli za rękę, z zakupami jakimiś czy coś. I niby wszystko normalne, co dzień mijacie takich setki.. nie do końca. Mieli około 70 lat, oboje. I co, kurwa?

Pokolenie ruchania na imprezach, wymieniania się na lepszy model i spierdalania przez zobowiązaniami. Da się. Można. I pewnie pięknie jest być razem przez lata.

Chciałbym tak. Zakochać się. Poślubić. Zestarzeć się. Razem.

Żadna mnie nie zechce, bo jestem mordercą, ćpunem, alkoholikiem, niedoszłym samobójcą i maniakiem seriali brazylijskich, przy których płaczę niemal tak mocno, jak kiedy znowu mogę posiekać jakieś zwłoki. 

A jeśli już jakaś mnie zechce, to w końcu odejdzie. Jak zobaczy, co trzymam w piwnicy..

Nie chcę być zły już. Nie umiem być dobry. Jebać. Ale ty może jeszcze możesz.

wtorek, 10 czerwca 2014

Love story.



Bartek miał 19 lat. Kochał Zosię. Też miała 19 lat. Michał z kolei miał lat 21 i był bratem Zosi. Bartka nie znosił. Karolina zaś była ex dziewczyną Bartka. Teraz kochał się w niej Michał. Zosia jej nie znała, więc nie mogła jej nie lubić. Bartek miał w Karolinę wyjebane. Ona nie wiedziała o uczuciach Michała.

Nadążasz? Lecimy dalej.

Bartek i Michał grali kiedyś razem w drużynie. Ale to nie dlatego Michał nie lubi Bartka. Nie lubi go przez to, że ten źle traktował Karolinę, czyli dziewczynę, do której coś czuł. Nie wiedział co to, ale fajne było.
Postanowił jej to powiedzieć. Zaprosił ją do restauracji, zgodziła się. W tym samym dniu, w tej samej restauracji umówili się Bartek i Zosia. Siedzieli po dwóch różnych stronach knajpy, więc nawet się nie zobaczyli. Zosia i Michał, choć byli rodzeństwem, nie rozmawiali ze sobą na tematy sercowe. Więc nie wiedzieli, że spotykają się w tym samym miejscu o tej samej godzinie. A właśnie, bo to godzina ta sama była.

Więc, tak sobie siedzieli. Michał z Karoliną, Bartek z Zosią. Gadka się klei, śmiechu co nie miara. Pięknie wszystko. Niestety.

Do knajpy wpadło trzech zamaskowanych bandytów. Bo to jedna z najbogatszych knajp w mieście była. Terroryzowali ludzi, kazali im leżeć na glebie. Chcieli kasy, ale właściciel nie bardzo chciał ją oddać. Zaczęła się awantura. 

Jeden z terrorystów miał przypięty gaz łzawiący przy pasku do spodni. Przechodząc obok jednego ze stolików, zahaczył o niego i gaz wypadł, uderzając o ziemię. Debil, przestraszył się, że wpadła policja czy coś, zaczął strzelać na oślep. Jego kumple też spanikowali i też zaczęli strzelać na oślep. Kule latały jak misie pluszowe na parkiet po tańcu Dawida Kwiatkowskiego i jego partnera w tej telewizji ze słoneczkiem. Kiedy gaz rozpłynął się w powietrzu, a kurz opadł, właściciel baru ujrzał pole po bitwie. 

Gości było może kilkunastu w tym czasie. Wszyscy zginęli. I Bartek, co kochał Zosię. I Michał, co Bartka nie kochał, Zosie miał gdzieś, a Karolinę chciał mieć na zawsze. No i Zosia, i Karolina. 

Jak dwa Romee i dwie Julie. Albo dwóch Romeów i dwóch Juliów. Albo dwie Julie i dwóch Romanów, bardziej po polsku. Nieważne, nie żyją. Ah, cóż to za love story.