sobota, 1 stycznia 2022

W nowy rok podszedł do mnie

 W nowy rok podszedł do mnie z niepewnością. Opowiedział niezwykłą historię o postępującym upadku cywilizacji. Wspomniał o gasnących wartościach, które kiedyś świeciły z wielką mocą i może dlatego nie trzeba było szukać wyjaśnień. Jego twarz malował żal, choć niektóre jej rysy mogły wyjść spod ręki rozczarowania i wątpliwości. W oczach nie było nic. Oprócz źrenic, pustych jak miasto tego dnia. Ale coś mnie w nim urzekło.

Dałem mu dychę na wino.

piątek, 29 stycznia 2021

W piwnicy z mamą

Stał jak wryty. Jakby każdy mięsień wziął sobie wolne w tym samym momencie. Nigdy nie widział trupa. Ten był pierwszy. Pech chciał, że to jego matka. Mógł trafić lepiej za pierwszym razem.

Kochał mamę, ale wiedział, że nie była dla niego zbyt dobra. Alkohol był w domu tak często, że powinien się dorzucać do czynszu. Chociaż z drugiej strony, on sam był w domu bez przerwy, a też nigdy się nie dorzucił. 

Ojciec odszedł, gdy był mały. W sensie, gdy on był mały - syn - nie ojciec. To by było dopiero idiotyczne, nie? Matka zawsze mówiła, że to stary alkoholik. Stara alkoholiczka nazywała kogoś starym alkoholikiem. Może dlatego kiedyś do siebie pasowali. 

Dobra, wracając do trupa, bo co was obchodzi jakieś drzewo genealogiczne. Nikogo nie obchodzą drzewa, nawet te genealogiczne. Leżała sobie tak starowinka, a nad nią syn. Może nie marnotrawny, ale synulek mamusi to na pewno nie był. W końcu właśnie ją zabił.

A, właśnie. Bo to syn zabił. Więc jeśli myślicie, że zagadką w tej historii jest to, kto zabił, to niespodzianka. Zepsułem zabawę w połowie opowieści. Ale jak chcecie, to możecie czytać dalej.

sobota, 5 grudnia 2020

Karolina, jesteś?

 Karolina, jesteś?


Pewnie, że Cię nie ma. Nigdy Cię nie ma, kiedy jesteś potrzebna. A tak rzadko jesteś potrzebna. 

Łeb mnie boli. Pulsuje tak regularnie, że mógłbym do tego zarapować. Ale nie będę rapował, nie jestem głupi.

Ciemno tu jakoś. To małe okienko nie daje tyle światła, ile powinno. Na dworze jest pewnie zima, bo słońce świeci sporadycznie. Jebane pory roku.

Ktoś mnie dzisiaj spytał, czy to jest właśnie to, czego chciałem. Ale co? Ciemność, samotność i pustka?

Oczywiście, że tak. 

W końcu jestem Frank.

czwartek, 1 listopada 2018

Ach, te baby


Siedział sam w domu. Ona wyszła z dziewczynami. Nie wkurwiał się o to, lubił kiedy wychodziła, miał wtedy więcej czasu dla siebie. 

Zastanawiał się czy jest w stanie znowu spróbować. Ona dopiero wyszła, nie zanosi się na to, by szybko wróciła. Poprzednia wpadła po zaledwie chwili, bo zapomniała kluczyków od auta. I popsuła, kurwa, wszystko. Telefony, karetki, ręczniki. Chuj do dupy, to nie tak miało być. 

Dobrze, że się rozeszli. Szkoda tylko, że ta suka wciąż nie zabrała reszty swoich rzeczy. Miał dość patrzenia na tę szkatułkę z jej kolczykami, łańcuszkiem i całą resztą gówien. Schował to głęboko do szafy, ale ciągle czuł obecność pamiątek po wspólnych latach.