czwartek, 1 listopada 2018

Ach, te baby


Siedział sam w domu. Ona wyszła z dziewczynami. Nie wkurwiał się o to, lubił kiedy wychodziła, miał wtedy więcej czasu dla siebie. 

Zastanawiał się czy jest w stanie znowu spróbować. Ona dopiero wyszła, nie zanosi się na to, by szybko wróciła. Poprzednia wpadła po zaledwie chwili, bo zapomniała kluczyków od auta. I popsuła, kurwa, wszystko. Telefony, karetki, ręczniki. Chuj do dupy, to nie tak miało być. 

Dobrze, że się rozeszli. Szkoda tylko, że ta suka wciąż nie zabrała reszty swoich rzeczy. Miał dość patrzenia na tę szkatułkę z jej kolczykami, łańcuszkiem i całą resztą gówien. Schował to głęboko do szafy, ale ciągle czuł obecność pamiątek po wspólnych latach. 


Teraz nowa ona nie potrzebuje kluczyków, bo poszła na imprezę. Wzięła wszystko, upewnił się trzy razy. Telefon ma, torebkę ma, całą swoją jebaną kosmetyczkę też. Swoją drogą, co ona tam trzyma? 

Nie chciał już żyletek. Czuł, że skoro raz z nimi nie wyszło, czas na coś innego. Pod szafa schował sporej wielkości sznur, upewnił się też, że ten wielki jak pieprzony Dolph Lundgren żyrandol utrzyma jego 90 kilogramów wagi.

Nie musiał się specjalnie przygotowywać. Chciał tego. Jakiś wewnętrzny głos co wieczór pytał go, kiedy to w końcu zrobi. Dziś, kurwa, dziś. 

Przymocował sznur do żyrandola. Trzyma się, skurczybyk. Zrobił elegancką pętlę. Na tym YouTube można znaleźć dzisiaj wszystko. 

Wypił ostatnią herbatę. Uwielbiał herbatę. Miał nadzieję, że tam na górze mają jej pod dostatkiem. 

Owinął pętlę wokół szyi, stojąc na taborecie. Śmieszyło go słowo taboret. Nie wiedział czemu, ale przez chwilę pomyślał, że przed śmiercią chciałby sprawdzić jego pochodzenie. No, bo skąd, kurwa, taboret? 

Porzucił ten pomysł, bo telefon zostawił w kuchni. Umrze bez tej wiedzy, trudno. Może święty Piotr w bramie mu to wytłumaczy. Chociaż samobójcy nie trafiają pod bramę, cały plan w pizdu.

Wszystko gotowe, wystarczy kopnąć ten jebany taboret. Postanowił odliczyć swoje ostatnie sekundy. Zaczął od liczby pięć. 

Cztery. 

Wreszcie się uda. 

Trzy. 

Dosyć tej udręki. 

Dwa. 

Poczuł ulgę. 

Jeden. 




Kurwa. 

Dzwonek do drzwi. Jebany domofon. 

Olać czy odebrać? Jak to jakiś kurier, w dupę kopany, to go zabije. Ale kurier tak późno? Otworzy. 

Halo? 

Cześć. 

Znał ten głos. 

Przepraszam, że tak późno i w ogóle, ale rano wyjeżdżam i nie zanosi się na to, żebym szybko wróciła. 

Masz może jeszcze tę moją szkatułkę z biżuterią? 

Kurwa mać. 

1 komentarz:

  1. Tego mi było trzeba, jak zwykle kawał dobrej roboty.

    OdpowiedzUsuń