wtorek, 7 października 2014

Epilog do "Mów do mnie przez sen"


EPILOG


Obudziła się jak co dzień. Przecież każdy dzień wyglądał tak samo. Wstaje, całuje go na „dzień dobry”, po porannej toalecie szykuje śniadanie, które zjadają razem uśmiechając się do siebie nieustannie. Później wychodzą. Z mieszkania, w którym siedzą od ślubu. Z mieszkania, do którego wniósł ją wtedy na rękach. On wychodzi do pracy. Jest mechanikiem w warsztacie samochodowym na przedmieściach, który prowadzi z pomocą kolegi ze szkoły. Ona pracuje w policji. Nie jest jednak policjantką, pracuje tam jako pani informatyk. Czasem odbiera telefony, jej biuro jest tuż obok pokoju do przesłuchań, więc sporo widzi
.
Od lat są szczęśliwym małżeństwem. Sąsiedzi ich uwielbiają, a z racji tego, że oboje nie mają nikogo poza sobą, to właśnie mieszkańcy tej samej ulicy są ich rodziną. Nie mają dzieci, choć chcieliby. Ale o tym później. Mieszkają w pobliżu centrum, w dzielnicy domków jednorodzinnych. Są jak z bajki. Żyją razem, po pracy spędzają czas razem, nie przynosząc obowiązków zawodowych do domu.

poniedziałek, 6 października 2014

Pisałem kiedyś powieść o miłości.

Pisałem kiedyś powieść o dwójce młodych ludzi. Chorobliwe w sobie zakochanych, ich miłość była.. ich miłość była.. (kurwa, przełknij to).. ich miłość była.. piękna w chuj.

Ona miała ze 20 lat, on ze 25. Taka niewielka różnica, w granicach dobrego smaku. Dosłownie dobrego smaku, ciała w tym wieku najlepiej smakują, wierzcie mi.

On był policjantem, ona biegała w maratonach. Pojebana, ale co zrobisz. Dobrze biegała, zdobyła tam jakieś miejsce ostatnio.

Pisałem o tym, że są szczęśliwi, że planują dzieci, że zbierają na mieszkanie. Generalnie taka bajeczka o szczęśliwej parze. I skłonni byli mi ją wydać pewni ludzie, ale potem przesłałem im kolejne rozdziały.

czwartek, 2 października 2014

Spierdalam.

Nie wiem jak wy, ale ja spierdalam. Nie chce mi się słuchać bzdur na temat różnic między oczekiwaniami kogoś wobec mnie, a tym jaki naprawdę jestem. Boże, twoje dzieci chyba dzisiaj wolą twojego kuzyna z piętra niżej.

Ciągle gonić. Już nie mówiąc, o świecie, w który możesz mieć niemal wszystko za stertę papierów. Pierdolę taki świat i nic mi nie zrobisz.

Spierdalam tam, gdzie nie ma nic. Będę jebanym Kononowiczem w swoim własnym małym świecie pełnym pustki. Takiej pustki, jakiej tu mi brakuje. Ciszy, którą tutaj przerobiliśmy na niechcianego wujka z zachodu. Unikamy jej jak ognia, a czasem tylko w trakcie ciszy możemy cokolwiek zbudować.

Nie chce mi się pisać więcej, bo mam wrażenie że to tylko słowa dla was. A dla mnie nie, dla mnie to coś dużo więcej. Więc parafrazując jedną z epizodycznych postaci w "Fali Zbrodni":

Dobra, to spierdalam.