piątek, 29 stycznia 2021

W piwnicy z mamą

Stał jak wryty. Jakby każdy mięsień wziął sobie wolne w tym samym momencie. Nigdy nie widział trupa. Ten był pierwszy. Pech chciał, że to jego matka. Mógł trafić lepiej za pierwszym razem.

Kochał mamę, ale wiedział, że nie była dla niego zbyt dobra. Alkohol był w domu tak często, że powinien się dorzucać do czynszu. Chociaż z drugiej strony, on sam był w domu bez przerwy, a też nigdy się nie dorzucił. 

Ojciec odszedł, gdy był mały. W sensie, gdy on był mały - syn - nie ojciec. To by było dopiero idiotyczne, nie? Matka zawsze mówiła, że to stary alkoholik. Stara alkoholiczka nazywała kogoś starym alkoholikiem. Może dlatego kiedyś do siebie pasowali. 

Dobra, wracając do trupa, bo co was obchodzi jakieś drzewo genealogiczne. Nikogo nie obchodzą drzewa, nawet te genealogiczne. Leżała sobie tak starowinka, a nad nią syn. Może nie marnotrawny, ale synulek mamusi to na pewno nie był. W końcu właśnie ją zabił.

A, właśnie. Bo to syn zabił. Więc jeśli myślicie, że zagadką w tej historii jest to, kto zabił, to niespodzianka. Zepsułem zabawę w połowie opowieści. Ale jak chcecie, to możecie czytać dalej.