piątek, 29 stycznia 2021

W piwnicy z mamą

Stał jak wryty. Jakby każdy mięsień wziął sobie wolne w tym samym momencie. Nigdy nie widział trupa. Ten był pierwszy. Pech chciał, że to jego matka. Mógł trafić lepiej za pierwszym razem.

Kochał mamę, ale wiedział, że nie była dla niego zbyt dobra. Alkohol był w domu tak często, że powinien się dorzucać do czynszu. Chociaż z drugiej strony, on sam był w domu bez przerwy, a też nigdy się nie dorzucił. 

Ojciec odszedł, gdy był mały. W sensie, gdy on był mały - syn - nie ojciec. To by było dopiero idiotyczne, nie? Matka zawsze mówiła, że to stary alkoholik. Stara alkoholiczka nazywała kogoś starym alkoholikiem. Może dlatego kiedyś do siebie pasowali. 

Dobra, wracając do trupa, bo co was obchodzi jakieś drzewo genealogiczne. Nikogo nie obchodzą drzewa, nawet te genealogiczne. Leżała sobie tak starowinka, a nad nią syn. Może nie marnotrawny, ale synulek mamusi to na pewno nie był. W końcu właśnie ją zabił.

A, właśnie. Bo to syn zabił. Więc jeśli myślicie, że zagadką w tej historii jest to, kto zabił, to niespodzianka. Zepsułem zabawę w połowie opowieści. Ale jak chcecie, to możecie czytać dalej.

Jacek, bo tak nazywa się nasz bohater, to dobry chłopak jest, dzień dobry na klatce mówi. Znaczy nie wszystkim, starej Augustyniakowej nie, bo to gruba żmija. Zajebała mu za dzieciaka torebką tak mocno, że do dzisiaj ma bliznę na czole, jak jakiś Harry Potter. I mimo, że Augustyniakowa wygląda jak Hagrid, to nasz Harry jej nie cierpi.

Rzucił w matkę zaklęciem i umarła. Zaklęcie brzmiało "odejdź stąd, stara!". A przecież chciała tylko, żeby dał jej dychę na jakieś tanie wino. Jak żul jakiś na dworcu. To go zabolało. "Moja mama jest żulem na pieprzonym dworcu" - pomyślał. Kazał jej odejść, ale kobiecina była już na takim głodzie, że złapała go za kurtkę i błagała. A wszystko działo się w piwnicy, dla dobra dramaturgii i klimatu całej opowieści. 

Kiedy odepchnął, nie nadużywając siły, matkę po raz szósty, ta rzuciła się na niego z wściekłością.

- Widzisz do czego mnie doprowadziłeś? Myślisz, że przez kogo ja chleję tyle lat.
- Co? Przeze mnie? - trochę go zaskoczyła.
- Nigdy cię nie chciałam, ojciec cię nie chciał, nikt cię nie chciał.
- A teraz żulisz ode mnie dziesięć złotych. Kurwa, kobieto!
- Bo przez ciebie nie mam pieniędzy! - rzuciła.
- Co? Przeze mnie chlejesz, przeze mnie nie masz pieniędzy. Wyglądasz jak uchodźca z Czarnobyla też przeze mnie? Jesteś żałosna. - ostatnie zdanie powiedział patrząc jej prosto w oczy.

Rzuciła się na niego z pazurami jak lew na swoją ofiarę. Z tym, że ile w sobie siły może mieć stara alkoholiczka na głodzie? On z kolei źle obliczył siłę, z jaką postanowił ją od siebie odepchnąć. Poleciała jak piłka na regał z narzędziami. W ciągu kilku sekund na jej głowę spadła między innymi wiertarka, ze trzy klucze francuskie i ceramiczna doniczka. 

Dawno temu miał ją wyrzucić, ale zapomniał. I to wszystko chyba przez tą doniczkę. 

3 komentarze:

  1. Temat makabryczny, ale dobrze opisany. Dobrze to za mało, świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nie trzydrzwiowa szafa dębowa to wiertarka, francuz i doniczka. Masz ci los.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Pełne emocji. Nie przestawaj dla nas pisać, tęsknimy.

    OdpowiedzUsuń