niedziela, 16 lutego 2014

Ostatni dom przed lasem.

Ostatni dom przed lasem.

Miałem wtedy chyba 12 lat, może mniej. Spędzałem wakacje u wujka na wsi. Kopałem piłkę o stodołę, ganiałem się z psem, zjadałem owoce z drzew. Dobrze to wspominam.

Po wsi krążyła legenda. Mówiła o tym, że ostatni dom przed lasem jest nawiedzony przez złe duchy. Pomiędzy nim, a resztą domów było jakieś pół kilometra, nikt się do niego nie zbliżał. Pewnego wieczora wujek opowiedział nam całą legendę. Mieszkał tam mężczyzna samotnie wychowujący kilkuletnią córkę - Marysię. Żona tego mężczyzny podobno zginęła w wypadku samochodowym, nikt ze wsi nie był jednak na pogrzebie, bo nikt nie wiedział kiedy, ani gdzie się odbędzie.

Co wieczór wyprowadzałem psa wujka i cioci - Reksa. Brałem go na smyczy i szedłem za wieś, gdzie pozwalałem mu pobiegać po łące. Oczywiście, z domu wujka, szedłem zawsze w przeciwną do lasu stronę. Po usłyszeniu legendy, postanowiłem pójść z psem do tego domu. Był stary, wyglądał na opuszczony. Mówiło się, że już od lat nikt tam nie mieszka.

Reks nie był zbyt chętny by tam iść. Pomyślałem, że to przez jego zamiłowanie do biegania po łące. Może nie lubi lasu. Nie sądziłem, że chodzi o coś innego.
Kiedy zbliżyliśmy się do ostatniego domu przed lasem, Reks zwariował. Zaczął się szarpać, skomleć i próbował uciec. Wtedy znikąd usłyszałem: "Ucisz tego kundla!".
Ale kiedy się obróciłem, z żadnej ze stron nikt nie nadchodził. Może się przesłyszałem.

Reks w końcu się wyrwał, ale zamiast uciekać, pobiegł do tego domu. Głupi, pomyślałem, przecież tam jest cholernie ciemno. Jak ja go tam znajdę?
Jedno było pewne - musiałem tam wejść.

Dom od środka też wyglądał na opuszczony, w powietrzu unosił się jednak dziwny zapach, jakby perfum. Od razu po wejściu wpadłem na coś i upadłem na ziemię. To był Reks! Sztywny, z zamkniętymi ślepiami, wyglądał jakby spał... po chwili zrozumiałem, że zdechł. Zacząłem krzyczeć i wtem usłyszałem ten sam głos, który kazał mi uciszyć psa. Tym razem krzyczał: "Zamknij się, obudzisz moje dziecko".

Po prawej stronie ujrzałem stare łóżeczko dla dzieci. Deski z niego powypadały, jednak w środku ktoś leżał. Kiedy podszedłem, okazało się, że to lalka. Co tu robi lalka? I kto, do jasnej cholery, do mnie mówi?

Wtedy spojrzałem w górę. Na wysokim suficie ujrzałem dwie osoby. Martwe osoby. Kobieta i mała dziewczynka. Obie zwisały nogami do dołu i wyglądały okropnie. Dziewczynka miała na ręce opaskę z imieniem - Marysia.

Wybiegłem z domu, rozwalając po drodze dziecięcie łóżeczko. Usłyszałem tylko: "Ty gnoju, gdzie ja położe teraz swoje dziecko?".

Do dziś nie wiem, czy ktoś tam mieszka. Do dziś nie wiem, czy wierzę w duchy. Jedno wiem, nikomu o tym nie powiem, bo stwierdzą, że zwariowałem. Dom przed lasem stoi do dziś i do dziś nikt do niego nie wchodzi. Całe szczęście.

7 komentarzy:

  1. Barkuje mi tu co powiedziales wujkom o psie.
    Ale ogolnie jaram sie wszystkimi opowiadaniami.

    OdpowiedzUsuń
  2. stary skad to wszystko ci sie bierze w tej glowie ?! jestem mega podjarany!

    OdpowiedzUsuń
  3. coś niesamowitego *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekielny udostępnił twój ostatni wiersz ;D bardzo mi się spodobał ;) a ja się jaram wszystkim co napisałeś i chcę wszystko przeczytać od początku ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Piekielny udostępnił twój ostatni wiersz ;D bardzo mi się spodobał ;) a ja się jaram wszystkim co napisałeś i chcę wszystko przeczytać od początku ;3

    OdpowiedzUsuń